Prolog + Rozdział 1: Nauczyciel

Prolog:

RzeÅ›ki, jasny poranek wstawaÅ‚ ponad lasem, gdy rudowÅ‚osa Meeda wpatrywaÅ‚a siÄ™ ponurym wzrokiem w ziemiÄ™ poniżej wzgórza.

Mimo iż wygrali, sytuacja nie przedstawiaÅ‚a siÄ™ dobrze. Najeźdźcy wycofywali siÄ™ na razie, ale wiÄ™kszość wojowników Meedy byÅ‚a poważnie ranna. Niewielu pozostaÅ‚ych miaÅ‚o wystarczajÄ…co wiele siÅ‚y by zebrać trupy towarzyszy polegÅ‚ych w walce, ale poczucie obowiÄ…zku sprawiaÅ‚o, że wlekli siÄ™ przez pole walki mimo zmÄ™czenia. W zamyÅ›leniu liczyÅ‚a jak dÅ‚ugo trzeba, by wycofać wszystkich w miarÄ™ bezpiecznie. Nie wyglÄ…daÅ‚o to dobrze, nie mieli koni, które rozpierzchÅ‚y siÄ™ w nocy, podczas ataku...

Chowaniec Meedy, rzemienny, brązowy kocur skoczył do przodu z głuchym warkotem. Złapał pierwsze strzały zanim uderzyły w Meedę, lecz druga salwa dosięgła i ją. Kolczuga wytrzymała, hełm osłonił oczy i głowę. Pierwsza chwila przestrachu razem z natychmiastowo rosnącym gniewem sprawiły, że rudowłosa nie czuła odniesionych ran. Gdy strzała przebijająca dłoń na wskroś uniemożliwiła jej złapanie miecza, Meeda złamała ją i odrzuciła z pogardą. Jej kot wyjął jej z ran pozostałe pociski, tnąc ogonami powietrze. W jego gardle bulgotał warkot wściekłości.

Uderzając mieczem o tarczę, Meeda rzuciła się do walki.

/

Księżyc w peÅ‚ni oÅ›wietlaÅ‚ drogÄ™ wÅ›ród zaroÅ›li lasu, ale i tak ciemnowÅ‚osa Ida zdążyÅ‚a przewrócić siÄ™ kilka razy o jakiÅ› niewidoczny, wystajÄ…cy korzeÅ„. BiegÅ‚a, choć brakowaÅ‚o jej tchu, bolaÅ‚y nogi, krÄ™ciÅ‚o siÄ™ w gÅ‚owie z braku tlenu. Jej wilk byÅ‚ przy niej, mechaniczne mięśnie poruszaÅ‚y siÄ™ ze zgrzytem pod wyprawionÄ… skórÄ…. OdgÅ‚osy pogoni nie cichÅ‚y, wydawaÅ‚o jej siÄ™ nawet, że przybraÅ‚y na sile, jakby zbieraÅ‚o siÄ™ coraz wiÄ™cej ludzi. SÅ‚yszaÅ‚a szczekanie psów, rżenie koni i nawoÅ‚ywania Å‚owców, niemal czuÅ‚a nienawiść tych ludzi.

OparÅ‚a siÄ™ o wystajÄ…cy konar, kryjÄ…c siÄ™ w cieniu drzewa. Psów nie oszuka, ale chociaż na chwilÄ™ zniknie wszystkim z oczu, bÄ™dzie mogÅ‚a odetchnąć. Jej wilk stanÄ…Å‚ przed niÄ… nieruchomo, wpatrujÄ…c siÄ™ w groźnÄ… ciemność.

-Spokojnie, Mentis. Nic mi nie jest....

OdgÅ‚osy przedzierania siÄ™ przez krzaki przeraziÅ‚y IdÄ™. ZerwaÅ‚a siÄ™ jak spÅ‚oszony ptak, w Å›lepej panice wbiegajÄ…c w peÅ‚en blask księżyca, gdy Å›wieciÅ‚ nad niewielkÄ… polanÄ…. Mentis ze zgrzytem sadziÅ‚ wielkimi susami, co i rusz rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ na boki. Idzie wydawaÅ‚o siÄ™, że pogoÅ„ dyszy jej w kark, że sÅ‚yszy ich mÅ›ciwe krzyki i obelgi. WÅ›ród haÅ‚asu we wÅ‚asnej gÅ‚owie nie doszedÅ‚ do niej jÄ™k ciÄ™ciwy ani Å›wist strzaÅ‚y. Ostrze uderzyÅ‚o w niÄ… znienacka, impet sprawiÅ‚, że potknęła siÄ™ i upadÅ‚a na kolana. GasnÄ…cÄ… Å›wiadomoÅ›ciÄ… pomyÅ›laÅ‚a jeszcze, że sÅ‚yszy jak Mentis rozpada siÄ™ na kawaÅ‚ki, z których zostaÅ‚ zrobiony, dziwnie klekoczÄ…c metalem i drewnem.

A potem nie słyszała już nic.

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1: Nauczyciel

Kapitan Sekcji Pierwszej Ministerstwa Obrony Narodowej Erazm Janus właśnie usiłował wytłumaczyć swojej jasnowłosej Icie, że kategorycznie nie może wyjść z domu w takim stanie.

-To nie moja wina! - warknęła niewyraźnie, dociskając mocniej poplamioną krwią chusteczkę. - Gdybyś mnie tak mocno nie pospieszał...

-I tak jesteÅ›my spóźnieni. - Janus powtórzyÅ‚ kwestiÄ™, którÄ… próbowaÅ‚ jej wbić do gÅ‚owy odkÄ…d tylko wszedÅ‚ – miaÅ‚aÅ› być gotowa od wczoraj.

Ita popatrzyła na niego złym wzrokiem, co nie do końca jej wyszło, gdyż musiała mocno odchylać głowę do tyłu. Jedno błyszczące złością oko wbiło się w Janusa oskarżycielsko.

-Gdybyście, ty i twoi idioci, nie nagrywali mi tyle roboty, byłabym gotowa w zeszłym tygodniu! Zdajesz sobie sprawę, Janus, że jakość, jakiej się ode mnie oczekuje, zajmuje cholernie dużo czasu?

IgnorujÄ…c jej zwyczajowe obiekcje, Janus zarzuciÅ‚ ciężkÄ… torbÄ™ na ramiÄ™, zgarniajÄ…c ItÄ™ drugÄ… rÄ™kÄ… i wychodzÄ…c z domu. ProwadzÄ…c jÄ… przed sobÄ… tak, żeby nie mogÅ‚a uciec, popychaÅ‚ jÄ… lekko w kierunku samochodu zaparkowanego centralnie przed jej furtkÄ…. Mieli być na miejscu za dziesięć minut, a Ita, wciąż gmerajÄ…ca sobie przy twarzy chustkami, miaÅ‚a zmysÅ‚ orientacji zdechÅ‚ej jaskóÅ‚ki.

Na szczęście kierowca wiedział co robi. Popołudniowe korki nie miały przed nim tajemnic, a Janus nawet zdołał zaakceptować paskudny gust muzyczny chłopaka, patrząc jak pruje ulicami, a jego ciemna czupryna kiwa się w takt jakiegoś taniego popu lecącego w radiu.

-Toni, nie wieziesz ziemniaków, do jasnej cholery! Czy ja wyglÄ…dam jak warzywo?!

Janus westchnął, pilnując, żeby torba nie zgniotła mu kolan. Kierowca manewrował wprawnie między innymi samochodami, zupełnie nie przejmując się obelgami Ity, wykrzykiwanymi coraz głośniej, w miarę jak pojazd przyspieszał.

/

WÅ›ród nieprzyjemnie buczÄ…cego gwaru tÅ‚umu, Marina jedynie siÅ‚Ä… woli powstrzymywaÅ‚a siÄ™ od ziewania. Z kolei jej przyjacióÅ‚ka Bet wydawaÅ‚a siÄ™ niemal wibrować z przejÄ™cia.

-Widziałaś? Widziałaś? Ta dziewczyna już jest! Ta czarna, a obok chyba jej mama... dlaczego nie zaczynają? Widziałaś, ta golemiczka też już jest! Ależ ładna! I jakie nogi, o rany, chciałabym takie mieć....

Marina skrzywiÅ‚a siÄ™ mentalnie, jednym uchem sÅ‚uchajÄ…c podekscytowanego beÅ‚kotu Betki, ale przeznaczajÄ…c wiÄ™kszÄ… część swojego mózgu na obserwowanie obecnych. Przecież nie byÅ‚y tu tylko jako zwykli widzowie. To nie po to Madame wykupiÅ‚a im bilety póÅ‚ roku wczeÅ›niej za skandaliczne pieniÄ…dze, budziÅ‚a je o czwartej nad ranem, jak zaganiacz niewolników goniÅ‚a po stacjach, byle tylko zdążyć na czas. Sama Marina byÅ‚a w peÅ‚ni Å›wiadoma, że tutaj stanie siÄ™ coÅ› o wiele ważniejszego dla niej samej, niż cud dla Å›wiata medycyny, który zresztÄ… obchodziÅ‚ jÄ… mocno Å›rednio.

Golemik w postaci szczupÅ‚ej blondynki, którÄ… zauważyÅ‚a Bet, wÅ‚aÅ›nie obdarzaÅ‚a zebranych vipów i reporterów promiennym uÅ›miechem, jednoczeÅ›nie przepraszajÄ…c za zwÅ‚okÄ™. Najwyraźniej przygotowania siÄ™ przedÅ‚użyÅ‚y, pomyÅ›laÅ‚a Marina, sÅ‚uchajÄ…c aksamitnego, seksownego gÅ‚osu kobiety. Nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać od sarkastycznego prychniÄ™cia, gdy zauważyÅ‚a, że wszyscy mężczyźni wpatrujÄ… siÄ™ w niÄ… z podnieceniem i oczekiwaniem niemal tak wielkim jakie przejawiaÅ‚a Betka. OczywiÅ›cie, to byÅ‚y dwie różne sprawy, bo oni wszyscy byli jedynie zafascynowani seksapilem tej gumowej lali na szpilkach, podczas gdy one obie wiedziaÅ‚y, że zdarzy siÄ™ coÅ› unikalnego w ich życiu, wÅ‚aÅ›nie tutaj i wÅ‚aÅ›nie dzisiaj.

Minęło kolejne piÄ™tnaÅ›cie minut spóźnienia, a Marina wciąż nie mogÅ‚a wypatrzeć, kogo Madame miaÅ‚a na myÅ›li, mówiÄ…c, że ich nauczyciele na pewno pojawiÄ… siÄ™ przy tej okazji. Nie daÅ‚a z siebie nic wiÄ™cej wyciÄ…gnąć, mimo że wszyscy próbowali siÄ™ dowiedzieć co ich czeka. Jednak Madame byÅ‚a nieugiÄ™ta, a jej jedynÄ… odpowiedziÄ… byÅ‚o, że zobaczÄ… na miejscu. Oprócz Mariny i Betki byÅ‚y jeszcze cztery osoby, wszystkie z takÄ… samÄ… nerwowoÅ›ciÄ… skanujÄ…ce przybyÅ‚ych. Marina westchnęła.

To prawda, że ostatnio Å›wiat stawaÅ‚ na gÅ‚owie. Posiadanie talentu golemika czyniÅ‚o z czÅ‚owieka niemalże arystokratÄ™ w kategoriach spoÅ‚ecznych. OczywiÅ›cie, miaÅ‚o to swoje ograniczenia, z których jednym byÅ‚a caÅ‚kowita niemożliwość wybrania innej drogi zawodowej. Marina byÅ‚a jednÄ… z tych, którzy doÅ›wiadczyli tego najmocniej – nigdy, za żadne skarby Å›wiata nie chciaÅ‚a być golemikiem. PróbowaÅ‚a protestować, uciekać ze szkoÅ‚y, raz nawet siÄ™ otruÅ‚a. I nic.

Nie, żeby byÅ‚o naprawdÄ™ źle, w koÅ„cu szkoÅ‚a to nie wiÄ™zienie. Jednak osoba o talencie golemika zostawaÅ‚a natychmiast i bez zbÄ™dnych wyjaÅ›nieÅ„ przekazywana w rÄ™ce wyspecjalizowanych „opiekunów”. Krótko mówiÄ…c, rzÄ…du. Marina zdawaÅ‚a sobie sprawÄ™, że tym, co potrafiÅ‚a od urodzenia może siÄ™ pochwalić jakieÅ› pięć procent ludzkoÅ›ci, ale to wcale nie zmieniaÅ‚o sytuacji, że chciaÅ‚aby robić co innego. Nie chciaÅ‚a być golemikiem i pracować w z góry wyznaczonej fabryce, pilnujÄ…c, żeby golemy produkcyjne poprawnie dziaÅ‚aÅ‚y. ChciaÅ‚a... coÅ› osiÄ…gnąć. Pokazać, że potrafi, że nikt nie musi jej uÅ‚atwiać życia. A nie tylko grzebać siÄ™ w glinie i plastiku. Gdyby tylko można byÅ‚o udowodnić, że nie warto jej uczyć....

Krótki, lecz entuzjastyczny aplauz wyrwaÅ‚ jÄ… z zamyÅ›lenia. Gdy pochÅ‚aniaÅ‚y jÄ… wÅ‚asne rozważania, podwyższenie na koÅ„cu sali zapeÅ‚niÅ‚o siÄ™ mnóstwem osób. ByÅ‚a tam pacjentka z matkÄ…, jacyÅ› ważniacy w garniturach, oczywiÅ›cie promienna gumowa lala obrzucajÄ…ca wszystkich pÅ‚omiennym wzrokiem i paru techników... techniczek, poprawiÅ‚a siÄ™ w myÅ›lach Marina. A potem zaraz zmarszczyÅ‚a brwi. Dlaczego wszystkie wyglÄ…dajÄ… tak samo?

/

Ita jÄ™knęła cicho. Nie dość, że siÄ™ spóźnili, to jeszcze makijażystka siÄ™ ociÄ…gaÅ‚a i w rezultacie nawet nie byÅ‚o kiedy zapalić, zanim ten caÅ‚y cyrk siÄ™ zaczÄ…Å‚. ZostaÅ‚a wygoniona na scenÄ™ razem z resztÄ… techników, wciąż obsesyjnie myÅ›lÄ…c o papierosie, gdy zimny dreszcz przebiegÅ‚ jej po plecach. ZapomniaÅ‚a torby!

Ale nie, niezastÄ…piony Janus dopilnowaÅ‚, by ktoÅ› jÄ… wyniósÅ‚ dyskretnie z samochodu, rozpakowaÅ‚ i zaniósÅ‚ Anette, która wÅ‚aÅ›nie wkroczyÅ‚a dumnie na podwyższenie. Golem w jej rÄ™kach poÅ‚yskiwaÅ‚ lakierem i zdawaÅ‚ siÄ™ być zupeÅ‚nie martwy, gdy podniosÅ‚a go, pokazujÄ…c tÅ‚umowi. OdrzucajÄ…c na plecy swoje piÄ™kne, zÅ‚ote wÅ‚osy, Anette mówiÅ‚a:

-Proszę państwa, raz jeszcze przepraszam za zwłokę, jednak teraz wszystko już jest gotowe.

Nie wyglÄ…daÅ‚o to jakoÅ› bardzo imponujÄ…co, uznaÅ‚a leniwie Ita, powstrzymujÄ…c siÄ™ przed ziewniÄ™ciem. ZarwaÅ‚a parÄ™ nocy koÅ„czÄ…c tego golema i naprawdÄ™ chciaÅ‚a już mieć to za sobÄ…, żeby znaleźć siÄ™ na powrót w domu. CaÅ‚e zamieszanie zwiÄ…zane z pierwszym zespoleniem czÅ‚owieka z golemem zupeÅ‚nie jej nie interesowaÅ‚o i odnosiÅ‚a siÄ™ do wydarzenia jedynie jako do zakÅ‚ócenia w normalnym trybie dnia.

-Jeszcze raz chciałabym powitać wszystkich obecnych. Dzisiejsze wydarzenie jakiego będziecie świadkami będzie miało kolosalny wpływ na przyszłość medycyny...

Ita ziewnęła ukradkiem, nie mogÄ…c siÄ™ powstrzymać. WÅ›ród tÅ‚umu widziaÅ‚a kilka osób zakrywajÄ…cych twarze i otoczonych strażnikami, ale nie interesowaÅ‚a jej polityka, wiÄ™c nawet siÄ™ nad tym nie zastanowiÅ‚a. GÅ‚os Anette zlewaÅ‚ siÄ™ z szumem poÅ›ród ludzi, usypiajÄ…c i pozbawiajÄ…c skupienia. ZmÄ™czona Ita prawie przegapiÅ‚a wÅ‚aÅ›ciwy moment, ale bliźniaczki wzięły jÄ… pod rÄ™ce, sterujÄ…c jej krokami.

/

Blond cudo przemawiaÅ‚a dosyć dÅ‚ugo, używajÄ…c mnóstwa pustych sÅ‚ów jak „prawda”, „dobry uczynek”, „dobro ogóÅ‚u” i Marina nie mogÅ‚a siÄ™ oprzeć wrażeniu, że caÅ‚a impreza jest rzÄ…dowo finansowana. WidziaÅ‚a, że dziennikarze siÄ™ niecierpliwiÄ…, jednoczeÅ›nie bazgrzÄ…c szybko w swoich zeszycikach. Ona sama nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać przed przewracaniem oczami za każdym razem gdy promienny uÅ›miech spikerki wywoÅ‚ywaÅ‚ szum aprobaty wÅ›ród mÄ™skiej części publicznoÅ›ci.

Nie majÄ…c na czym siÄ™ skupić, Marina wodziÅ‚a wzrokiem po obecnych. TÅ‚umek liczyÅ‚ niewiele osób, jakieÅ› dwieÅ›cie lub coÅ› okoÅ‚o tego, wiÄ™kszość z aparatami i prasowymi przepustkami, reszta dosyć ostentacyjnie zakamuflowana. Gdy jeden z wiÄ™kszych strażników zaczÄ…Å‚ popychać grupÄ™ Mariny, dla pewnoÅ›ci zrobiÅ‚a krok do tyÅ‚u, chowajÄ…c siÄ™ miÄ™dzy chÅ‚opaków, żeby zÅ‚agodzili impet. Traf chciaÅ‚, że wÅ‚aÅ›nie w tej chwili, nieuważnie i zupeÅ‚nie nieplanowo, napotkaÅ‚a wzrok matki dziewczynki, która miaÅ‚a zostać poddana zabiegowi.

Kobieta byÅ‚a dobrze ubrana, Å‚adnie umalowana i zdradzaÅ‚a wszelkie oznaki ogÅ‚ady towarzyskiej. Jedyne co jÄ… zdradziÅ‚o, to niespokojny wzrok ciemnych, szeroko otwartych oczu. StaraÅ‚a siÄ™ nie okazywać niepokoju przy dziecku, to pewne, jednak Marina ze swojego miejsca dokÅ‚adnie widziaÅ‚a, że trzÄ™sÄ… siÄ™ jej rÄ™ce. Natomiast sama maÅ‚a pacjentka byÅ‚a podekscytowana, wierciÅ‚a siÄ™ na swoim wysokim krzeÅ›le, nerwowo wygÅ‚adzajÄ…c spódniczkÄ™ na nodze i na protezie.

Nawet potem, Marina nigdy nie mogÅ‚a dostać informacji dlaczego wÅ‚aÅ›nie to dziecko zostaÅ‚o wybrane do wypróbowania golemiej koÅ„czyny. Mimo że dla instytucji badawczych, w tym Akademii Golemiki, wszystkie dane powinny być jawne. Tutaj, nawet nie mogÅ‚y siÄ™ z Betka dowiedzieć jakÄ… miaÅ‚a grupÄ™ krwi. Jedyne co byÅ‚o wiadome, to że straciÅ‚a nogÄ™ w wypadku samochodowym, jej matka byÅ‚a ChorwatkÄ…, a dziewczynka miaÅ‚a na imiÄ™ Draga. Wszystko poza tym byÅ‚o sklasyfikowane i objÄ™te Å›cisÅ‚Ä… tajemnicÄ….

-Patrz teraz uważnie.

Marina drgnęła, gdy poczuła, jak ktoś się do niej nachyla. Kręcone włosy jej nauczycielki połaskotały ją w ucho.

-Dziecko jest niespokojne. - powiedziała w przestrzeń. Kątem oka zobaczyła, że kobieta potaknęła.

-I matka też. Technicy mają ciężkie zadanie...

-To prawda, że golem może się nie przyjąć?

Czując na sobie ciepły, rozumiejący wzrok pani Meriou, będącej jej wychowawczynią i dyrektorką jej pionu jednocześnie, Marina poczuła się nagle nieco niepewnie. Madame robiła takie wrażenie na ludziach; jej charyzma sprawiała, że nawet najbardziej pewni siebie tracili animusz.

-Osoba, którÄ… chcÄ™ ci pokazać, powinna sobie z tym poradzić. - powiedziaÅ‚a cicho, a potem dodaÅ‚a gÅ‚oÅ›niej, zwracajÄ…c siÄ™ do wszystkich. - patrzcie uważnie.

SzeÅ›cioro studentów trzeciego roku Akademii Golemów wpatrzyÅ‚o siÄ™ w podwyższenie.

/

-To kto zaczyna?

Techniczki zbiÅ‚y siÄ™ w ciasnÄ… grupkÄ™ za plecami Anette, mówiÄ…cej wÅ‚aÅ›nie o perspektywach medycznych wynalazku i patentach. Szeptana rozmowa zboczyÅ‚a z tematów zawodowych na organizacyjne, gdy pięć niemalże identycznych kobiet skupiÅ‚o siÄ™ na zadaniu.

-Jaka byÅ‚a ostatnia rotacja? - spytaÅ‚a Irene, w której uchu dyndaÅ‚ wielki, bÅ‚yszczÄ…cy kolczyk. - ja byÅ‚am trzecia, to pamiÄ™tam.

-ZaczynaÅ‚am ja, później Iris – zaznaczyÅ‚a Ines, jedna z bliźniaczek, wskazujÄ…c na siostrÄ™. MiaÅ‚a swojÄ… czapkÄ™ zaÅ‚ożonÄ… daszkiem do tyÅ‚u, podczas gdy Iris usiÅ‚owaÅ‚a zawiÄ…zać apaszkÄ™, która wciąż zeÅ›lizgiwaÅ‚a jej siÄ™ z szyi. - z tego wynika, że Irene byÅ‚a dalej, a wy na koÅ„cu.

-Ja kończyłam, to wiem, bo musiałam wiązać wszystko co zrobiłyście. - poskarżyła się Isabella, bawiąc się swoim długim łańcuszkiem z zawieszką w kształcie tygrysiej głowy.

Wszystkie cztery zwróciÅ‚y wzrok na ItÄ™.

-Dobrze. - zgodziła się, zrezygnowana. - ja zacznę.

NaciÄ…gnÄ…wszy swojÄ… czapkÄ™ bardziej na oczy, ukryÅ‚a pod niÄ… kosmyki jasnych wÅ‚osów, które wymknęły siÄ™ spinkom. W kilka dÅ‚ugich krokach, ignorujÄ…c wciąż perorujÄ…cÄ… Anette, stanęła przed dziewczynkÄ…. Matka drgnęła, ale Ita zignorowaÅ‚a jÄ… kompletnie, kucajÄ…c przed DragÄ….

-Cześć.

OdpowiedziaÅ‚o jej nieco wystraszone, nieÅ›miaÅ‚e spojrzenie. Ita zabujaÅ‚a siÄ™ na piÄ™tach i uÅ›miechnęła szeroko. ChcÄ…c jakoÅ› rozproszyć strach dziewczynki, miaÅ‚a na koÅ„cu jÄ™zyka parÄ™ wyÅ›wiechtanych frazesów typu 'bÄ™dzie dobrze', ale maÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o pochyliÅ‚a siÄ™ ku niej.

-Czy pani jest wróżkÄ…?

Przez jednÄ… sekundÄ™, Ita myÅ›laÅ‚a bardzo, bardzo szybko. PrzypomniaÅ‚a sobie duży, kolorowy tatuaż z boku szyi, który wymalowaÅ‚a jej charakteryzatorka, w ramach dzisiejszych znaków szczególnych. PrzedstawiaÅ‚ różę z motylem o wzorzystych skrzydÅ‚ach i byÅ‚a niemal pewna, że wÅ‚aÅ›nie to podziaÅ‚aÅ‚o na wyobraźniÄ™ oÅ›mioletniej dziewczynki.

-Pewnie. - powiedziaÅ‚a, przykÅ‚adajÄ…c palec do ust. - tylko nie mów nikomu, dobra?

Wygrawszy w ten sposób ze strachem dziecka, Ita poÅ‚ożyÅ‚a rÄ™kÄ™ na jej sztucznym kolanie. Wprawnym ruchem odpięła protezÄ™, wciąż patrzÄ…c dziewczynce w oczy.

-Jeśli cokolwiek cię zaboli, powiedz, dobrze?

Wciąż gadając jak nakręcona lalka i skupiając się na protezie Dragi, Ita nieuważnie skinęła palcem. Ku zdumieniu obecnych, golemia noga uniosła się z ramion prezenterki, samoistnie dryfując w powietrzu. Okrzyki zdziwienia i nieokreślonej grozy sprawiły, że Irene podeszła bliżej, żeby potrząsnąć Itą.

-Opanuj siÄ™ idiotko, czy ty widzisz co robisz?!

PozostaÅ‚e golemiczki przytomnie podbiegÅ‚y już do nich, zasÅ‚aniajÄ…c siÄ™ nawzajem i zamieniajÄ…c ciÄ…gle miejscami. Ita wzruszyÅ‚a ramionami. Skoro i tak siÄ™ już zapomniaÅ‚a, równie dobrze mogÅ‚y zrobić to wszystkie naraz, co też od razu im powiedziaÅ‚a. Isabella uderzyÅ‚a siÄ™ w czoÅ‚o z irytacjÄ…, ale gdy wzięły siÄ™ za rÄ™ce, stanęła w swoim wyznaczonym miejscu bez sÅ‚owa protestu.

/

Marina miaÅ‚a wrażenie, że nie wszystko szÅ‚o jak zaplanowano. OczywiÅ›cie wiedziaÅ‚a, że lewitacja skoÅ„czonego golema jest możliwa, ale nigdy bez przynajmniej szczÄ…tkowego skupienia swojej woli na obiekcie. Tutaj, w jednej chwili blondynka mówiÅ‚a o fundacji na rzeczy dzieci niepeÅ‚nosprawnych, a w nastÄ™pnej jej golem niemalże uderzyÅ‚ jÄ… w twarz, unoszÄ…c siÄ™ dobry metr nad ziemiÄ…. A ponieważ byÅ‚a to informacja znana wszystkim zwiÄ…zanym z golemikÄ…, Marina i jej grupa rozglÄ…dali siÄ™ na boki już w momencie gdy reszta publicznoÅ›ci wciąż wpatrywaÅ‚a siÄ™ z nabożnym zdziwieniem w fenomenalnÄ… nogÄ™.

-Co robi ta blondynka...? - zajÄ…knÄ…Å‚ siÄ™ jeden z chÅ‚opaków. Marina prychnęła ze zÅ‚oÅ›ciÄ…, lustrujÄ…c tÅ‚um po prawej.

-Która blondynka, Mark? Masz ich tam sześć. - mruknęła zÅ‚oÅ›liwie, ale widzÄ…c jego dziwny wyraz twarzy, zaczęła uważniej przyglÄ…dać siÄ™ owym kobietom. MyÅ›laÅ‚a, że pokaz siÄ™ jeszcze nie zaczÄ…Å‚, że coÅ› źle poszÅ‚o, ale najwyraźniej tak miaÅ‚o być. WyciÄ…gnęła szyjÄ™, żeby widzieć lepiej ponad gÅ‚owami zebranych ludzi, gdy nagle przestaÅ‚a sÅ‚yszeć. GÅ‚ucha cisza uderzyÅ‚a w jej myÅ›li, z dziwnoÅ›ci uczucia zachwiaÅ‚a siÄ™, straciÅ‚a równowagÄ™ i prawie upadÅ‚a. Odruchowo chciaÅ‚a zakryć uszy, jakby oczekiwaÅ‚a, że jest w stanie zablokować ten brak dźwiÄ™ku, powstrzymać go przed dostawaniem siÄ™ do jej uszu. KÄ…tem oka widziaÅ‚a, że Mark, Bet i reszta majÄ… podobne problemy.

Zanim zdoÅ‚aÅ‚a przemyÅ›leć wszystko na spokojnie, uznać, że najoczywistszym i najprostszym rozwiÄ…zaniem byÅ‚oby poproszenie Gabrielle o pomoc, dźwiÄ™k niespodziewanie wróciÅ‚. Marina odwróciÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚townie w stronÄ™ podwyższenia.

PoÅ›rodku teraz przerwanego koÅ‚a piÄ™ciu techniczek, z których jedna trzymaÅ‚a na ramieniu starÄ… protezÄ™ pacjentki, maÅ‚a Draga staÅ‚a pewnie na obu nogach.

Obu zdrowych, ludzkich nogach.